Słowenia / Slovenia

Relacje

Relacja z naszej wyprawy do Słowenii w 2013 roku, znajduje się tutaj:

https://travelauts.wordpress.com/2014/10/12/slovenia/


Podstawowe informacje

Wrażenia ogólne

Wycieczki do Słowenii lub Czarnogóry to prawdopodobnie najłatwiejsze sposoby na objechanie (prawie) całego kraju w jedne wakacje i odwiedzenie miejsc o zupełnie odmiennym klimacie i krajobrazie. Ani tu, ani tam nie brakuje górskich serpentyn i zerodowanych wapiennych urwisk, ani też turkusowej wody Adriatyku i jego skalistych wybrzeży. Obydwa państwa łączy też wątek jugosłowiański czy choćby pokrewieństwo językowe, ale… wszystkie te podobieństwa są bardzo powierzchowne.

Słowenia sprawia wrażenie kraju „zachodniego”, ugrzecznionego, ucywilizowanego, nastawionego silnie na zachodniego turystę i tylko gdy zejdzie się z tego czy innego deptaka w niepopularną, boczną uliczkę, czar czasami pryska. Obszary górskie o alpejskim krajobrazie w niczym nie przypominają szalonej rzeźby Czarnogóry, pełnej poprzecinanych kanionami rzek płaskowyżów. Co więcej, trwająca wiele dekad jugosłowiańska przygoda Słowenii nie odcisnęła chyba szczególnego piętna na jej kulturze i, przekraczając granicę z Austrią lub Włochami, na pierwszy rzut oka trudno zauważyć różnice. No bo gdzie te kawiarnie i piekarnie, rakija, sałatka szopska i bałkański kajmak? – tu łatwiej dostać piwo i kremówkę.

Wydaje mi się, że każdy, kto przejawia sympatię przynajmniej do części słowiańskiego, hm, żywiołu, będzie słoweńskimi Słowianami nieco rozczarowany. Z drugiej strony, można tu mimo wszystko „liznąć” trochę Bałkanów, bez konieczności obserwowania, czy kierowca w samochodzie jadącym przed nami nie postanowił nagle wyjechać przez barierkę w przepaść, wciskając szaleńczo klakson. „Klimat” kraju jest raczej senny i leniwy i mało prawdopodobne jest natrafienie na stresującą zaskakującą sytuację. W nocy łatwiej spotkać przelatujące nieśmiało echo chrapania, niż nieznośną imprezę do białego rana.

Język

Słowenia może sobie być słowiańską wersją Austrii, ale język żadnych umlautów nie zawiera, tak więc można spokojnie składać zamówienia w knajpach bez obaw, że kelner nas nie zrozumie i zamiast herbaty poda talerz amunicji 7,92mm. Co więcej, słoweńskie słowa mieszczą się pojedynczej linijce standardowej strony A4, w przeciwieństwie do języka węgierskiego.

Innymi słowy – odwagi, słowniki w dłoń!

…ale bez przesady z nauką, bo w Słowenii trudno usłyszeć słoweński. Wszędzie idzie się dogadać po angielsku, a na ulicach takiego Bledu Słoweńcy prawdopodobnie wyginęli.

Drogi

Puste, równe i – za wyjątkiem autostrad – darmowe. Słoweńcy zbudowali autostrady prawdopodobnie dla austriackich turystów, którzy nie nadążają z paleniem gotówki zalegającej im w piwnicach. Odległości są nieduże, a ruch na drogach lokalnych – śmiesznie mały, tak więc motywacją do podróży autostradą może być chyba tylko rozrzutność.

Górskie szlaki

Szlaki w Alpach Julijskich i Kamnicko-Sawińskich są znakowane jak w Czarnogórze (i pewnie w innych krajach regionu) – czerwona farba i białe kropki w czerwonych obwódkach. Ale nie ręczymy, że wszędzie tak jest, bo na trasie na Golicę w Karawankach naszym przewodnikiem był jakiś paskudny , namalowany na tabliczkach krasnal ogrodowy (rodem z Polski z przełomu tysiącleci), prowadzący turystę głównie w maliny (albo przynajmniej wyprowadzający z równowagi ;) ).

Osobną kwestią są „ferraty”. Dla ambitniejszych górołazów nie bojących się ekspozycji, wycieczki ferratami są punktem obowiązkowym programu. Uprząż można wypożyczyć w tutejszych firmach, rezerwując ją przez Internet. Słoweńskie Alpy może nie są aż tak „zakołkowane” jak Dolomity, ale z pewnością jest gdzie potrenować wydolność psychiczno-krążeniową ;) .

Pieniądze i koszty

W przeciwieństwie do Czarnogóry, Słowenia używa waluty euro w normalny sposób. I – podobnie jak w większości krajów z euro – ceny są raczej wysokie, więc oszczędna podróż wakacyjna nie uda się bez pomocy słoików. Ale nie przesadzajmy – nawet za lokalne stawki powinno dać się przeżyć.

Kempingi są droższe, niż tanie kwatery w Polsce i nie oferują porażającego standardu, ani szczególnie wygodnych miejsc do rozbicia.

Co warto kupić? Czego warto spróbować?

– Hm, słoweńskiego wina? Na pewno jest tu z czego wybierać, wliczając w to efekty fermentacji lokalnych szczepów… ale czego nie kupiliśmy, specjalnie nas „nie powalało”, więc ciężko cokolwiek polecić.

– Wspomnianej w relacji Prekmurskiej gibanicy.

– Produktów piekarni z wieczorną wyprzedażą w Kamniku – wszystko świeże, a trzy razy tańsze ;).

– Lodów, bo bywają niezłe… aczkolwiek do Włoch niedaleko, a tam są jeszcze lepsze.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s