15 czerwca 2015 – Blaubeuren, Bad Urach, Lichtenstein
Wybieram się na wycieczkę objazdową po okolicach Ulm. Zaczynam od Blaubeuren, małej miejscowości w pobliżu, słynącej z jeziorka-źródełka Blautopf, zabudowy o charakterze „muru pruskiego” oraz klasztoru Benedyktynów. Dojazd do Blaubeuren z Ulm można wykonać częściowo „górzystą drogą” (prowadzącą przez spory pagór, których w Bawarii i Badenii-Wirtembergii jest mnóstwo), a ponieważ taką właśnie wybieram, to oczywiście napotykam grupy upierdliwych motocyklistów, którzy usiłują zapisać swoje nazwiska w tabeli najlepszych czasów przejazdowych.
Do Bad Urach docieram bez problemów, ale pewną trudność sprawia mi znalezienie „starówki”. Ostatecznie parkuję motocykl po kościołem położonym nieopodal. Rzeczona „starówka” to w zasadzie rynek z ładnie zakonserwowanymi budynkami z „muru pruskiego”. Nie znajduję tu niczego do zwiedzania, więc robię zdjęcia, oglądam od środka kościół po czym ruszam dalej. Na jednym ze wzgórz nad Bad Urach można znaleźć zamek, ale odkrywam z przerażeniem, że przy drodze doń prowadzącej stoi masa samochodów, a na wycieczkę ciągną tłumy niemieckich rodzin z dziećmi. Rezygnuję więc z poszukiwania wycieczki pieszej i udaję się w dalszą podróż.
Zamek Lichtenstein (w niemieckiej gminie Lichtenstein, nie w Liechtenstein) jest położony na całkiem sporym wzgórzu. Wjeżdżam tam krętą drogą. Zwiedzam tylko dziedziniec (mniejsza opłata za wstęp), ponieważ mało interesuje mnie dopłacanie za pooglądanie wnętrz, a widoki na miasteczko Lichtenstein w zupełności mi wystarczają.
10 maja 2015 – Alpy Algawskie (Allgäuer Alpen): Stuiben (1749 m)
Wychodząc z założenia, że na początku maja nie ma co szukać szczęścia w wysokich Alpach bez jakiegokolwiek sprzętu zmniejszającego poślizg, wybieram się na możliwie lekką wycieczkę i niewysoki szczyt. Wybór pada na Stuiben – jeden ze szczytów w niskiej części Alp Algawskch.
Dojeżdżam do wioski – w zasadzie bardziej osady – Gunzesrieder Säge, gdzie pośrodku prawie-niczego, na wysokości blisko 1000m stoi sobie płatny parking (płacę 1 euro za 3h, bo raz że nie mam więcej monet, a dwa – jak zwykle nie wiem czy motocykl powinien płacić, czy nie, bo niby gdzie wsadzić kwitek?).
Wiedzie stąd dość stromy szlak, którym udaje mi się przejść jakieś 20 metrów, po czym docieram do tabliczki z informacją „zamknięty w okresie tym i tym” = zamknięty teraz. Wychodząc z buntowniczego założenia, że nie po to przejechałem 150 kilometrów, żeby teraz kombinować, wchodzę w las, mijam tabliczkę i pod niebyt długim spacerze pod górę dostaję się do pastwisk leżących na obszernym tarasie ciągnącym się dość długo wzdłuż grani, na którą się wspinam. Mijam chatki i ogrodzenia i ponownie wchodzę w las, gdzie robi się bardziej stromo i dopada mnie zimowa antykondycja, więc żeby nie zamordować bijącego szaleńczo serca muszę co jakiś czas przystawać.
Ponieważ jadąc autostradą w kierunku Oberstdorfu okropnie zmarzłem, a pogoda jest raczej chmurzysto-zimna, przemieszczam się z plecakiem pełnym ubrań i w jeansach motocyklowych; błąd! Już w lesie zaczynam się gotować, a gdy niebo częściowo się przeciera jest tylko gorzej. Na szczęście trasa jest krótka i w końcu wychodzę na wąską grań, która powoli przybliża mnie do skalistego wierzchołka Stuiben. Widać stąd schronisko po północnej stronie pasma (na szczyt można w sumie wchodzić ze wszystkich kierunków) i trochę jeziorek-bajorek. Mimo średniej pogody jest niewątpliwie urokliwie.
Pozostaje wejście na szczyt, które wymaga przejścia jednego czy dwóch płatów śniegu umiejscowionych w niekoniecznie atrakcyjny sposób, ale na szczęście solidne wbicie buta gwarantuje bezproblemowe przejście.
Ze szczytu strzelam kilka fotek (repertuar krajobrazów jest ograniczony chmurami) i po drobnym odpoczynku ruszam na zachód do drugiego szlaku prowadzącego na szczyt od południa. Po dłuższym spacerze przez las wydostaję się znowu na pastwiskowe wypłaszczenie, które w najlepsze kwitnie setkami tysięcy mleczy i wraz z poprawiającą się pogodą zapewnia niezapomniane widoki, gdy wracam na wschód do zamkniętej części szlaku.
Na koniec pozostaje mi przemknąć się cichaczem przez las do motocykla, któremu jakąś godzinę temu skończyła się taryfa parkingowa. Szczęśliwie nikt nie sprawdza biletów i bez skrupułów odjeżdżam do Ulm na obiad ;) .
30 maja 2015 – Alpy Algawskie (Allgäuer Alpen): Rubihorn (1957 m), Gaisalphorn (1953 m)
W ten weekend wizytuje mnie małżonka, dzięki czemu trafia mi się towarzystwo na wycieczkę górską ;) . Wybieramy się w okolice Oberstdorfu, na prawie-dwutysięcznik imieniem Rubihorn oraz – zależnie od humorów i prognoz co do trudności trasy – Gaisalphorn (Geißalphorn).
O względnym poranku wsiadamy w samochód i mkniemy z prędkością błyskawicy w kierunku Oberstdorfu. W miejscowości Reichenbach parkujemy na niedużym, gruntowym (acz płatnym) parkingu, znajdującym się na początku szlaku na Rubihorn (trasa przez jezioro Gaisalpsee) i czym prędzej ruszamy w drogę.
Początkowy odcinek trasy wzdłuż potoku Gaisalpbach przebywamy częściowo nie do końca oczywistym skrótem (stromą i mało używaną ścieżką przez las), ponieważ jak zwykle kiepsko nam idzie podążanie za skąpymi oznaczeniami szlaku. W górę można iść także asfaltową drogą (dla mieszkańców i rowerzystów) lub trasą wiodącą brzegiem strumienia (a czasami bezpośrednio nad nim, dzięki mostkom i schodom). Po wyjściu z lasu, zagospodarowana na pastwiska dolina rozszerza się. Znowu udaje się nam pójść złą drogą, więc w pewnym momencie musimy wrócić na szlak, przecinając stromą łąkę.
Mniej-więcej w południe zaczynamy dość strome podejście na próg, przez który wodospadem przelewa się jezioro Gaisalpsee (Geißalpsee). Ze względu na sporą stromiznę tu i ówdzie trafiają się sztuczne ułatwienia, ale trasa należy raczej do rekreacyjnych. Po prawej stronie chyli się nad nami północna ściana Rubihorna, zakończona piargiem. W ciągu 1,5 godziny od startu wycieczki osiągamy wysokość 1500 m, docierając jednocześnie do Gaisalpsee.
Za jeziorem rozpoczyna się podejście podejście na przełęcz pomiędzy Rubihornem i Gaisalphornem. Wysokość nabywa się tu szybko, a wiec i krajobraz jest efektowny. Chwilę po godzinie 14 docieramy na przełęcz. Stąd droga na szczyt to już tylko kilka minut i chociaż Rubihorn w bezpośrednim kontakcie nie jest szczególnie efektowny, to jest wspaniałym punktem widokowym – mimo średniej pogody widać stąd zarówno bliskie, jak i dalsze, wyższe szczyty Alp, sporą część doliny Illeru (łącznie z całym Oberstdorfem jak na dłoni), a na północy – wylot doliny i pofałdowane tereny Bawarii.
Możliwości w kontekście dalszej trasy ograniczają się do stromego zejścia w kierunku Oberstdorfu oraz szlaku przez Gaisalphorn. Wybieramy ten drugi wariant, chociaż krótko po wyruszeniu na wschód odkrywamy, że szlak jest chyba zamknięty. Dlaczego? Trudno powiedzieć, ale nie wygląda na bardzo często uczęszczany i czasami musimy trochę pomyśleć nad dalszą trasą. Faktem jest, że jest to dość trudne przejście – ścieżka wiedzie wąską granią i w wielu momentach ekspozycja jest dość duża. Przed osiągnięciem szczytu trzeba wspiąć się także po drabince, która nie może się równać ze słynną drabinką z Orlej Perci, ale niewątpliwie dostarcza wrażeń.
Za szczytem szlak jeszcze przez jakiś czas jest stromy, a później zamienia się już w zupełnie relaksujący spacer… prawie. Szlak wiedzie częściowo przez zbocze pełne ogromnych osłon przeciwlawinowych, a następnie w okolicy szczytu Gaisfuss (Geißfuß) zakręca w kierunku jeziorka Oberer Gaisalpsee prosto w zalegający śnieg, który mocno utrudnia nam zejście – ścieżka prowadzi zbyt stromym zboczem, żeby schodzić po śniegu bez ryzyka długiego zjazdu. Na szczęście jakoś udaje się przejść na około. Spod szczytu Gaisfuss można też pójść na wschód do szczytu Nebelhorn, który znajduje się w podobnej odległości, jak Rubihorn.
Pokonawszy stromy odcinek po śniegu, spacerujemy sobie po wolno opadającym, zaśnieżonym wypłaszczeniu, od czasu do czasu rozmijając się nieco z przebiegiem właściwej ścieżki. Po dojściu w okolice jeziorka Oberer Gaisalpsee z rozpędu skręcamy w odnogę szlaku biegnącą do Unterer Gaisalpsee, przez co skraca się nasza wycieczka – plany bowiem były takie, żeby kontynuować trasę granią i zejść do parkingu zupełnie innym szlakiem. Jest to jednak dość szczęśliwe zbłądzenie, bo do wspomnianej wcześniej trasy nad potokiem Gaisalpbach docieramy późno – do zachodu jeszcze trochę, ale na szlaku nie ma już chyba nikogo, a tutejsze chatki-jadłodajnie nie wyglądają, jakby zamierzały nam cokolwiek sprzedać.
31 maja 2015 – Odwiedzamy Monachium
Z braku czasu, zwiedzanie Monachium ograniczamy do intensywnego obejścia starego miasta i zjedzenia obiadu tamże. Do miasta dojeżdżamy motocyklem i parkujemy go za darmo w „niebieskiej strefie” (strefy parkingowe w centrum Monachium posiadają ciekawy system kolorów – warto go zgłębić przed wyruszeniem). W praktyce zwiedzanie starówki to przede wszystkim oglądanie od wewnątrz licznych kościołów.
Katedra w Ulm, kościół św. Jerzego
W Ulm nie ma wielkiej liczby zabytków, ale z całą pewnością warto obejrzeć katedrę w Ulm. Nie ma jej raczej w „top 10” osiągnięć sztuki gotyckiej w kategorii „kunsztowność”, co absolutnie nie oznacza, że jest mało efektowna – jest tu m.in. sporo elementów misternie wyrzeźbionych w drewnie, a liczne witraże nadają wnętrzu ciekawej kolorystyki. Kluczowym punktem programu jest jednak wieża katedry, zapewniająca budowli miano najwyższego kościoła na świecie. Na wieżę prowadzą dwie „klatki schodowe” (w każdej ustalono jeden kierunek), które w mniej więcej 2/3 wysokości zamieniają się w jedną, bardzo wąską. Wejście na sam szczyt może być na pewno dla niektórych wyzwaniem kondycyjnym, ale widok z góry jest rewelacyjny – całe miasto widać stąd jak na dłoni, a nawet dach katedry i jej mniejsze wieżyczki wydają się stąd małe i odległe. Oprócz miasta i okolic niezwykłym widokiem jest także ażurowa konstrukcja wieży – wydaje się niezwykle lekka, a przecież zbudowana jest z kamienia. Wstęp na wieżę jest płatny, ale na szczęście cena jest przystępna.
Drugim efektownym kościołem w Ulm jest kościół św. Jerzego, który charakteryzuje się przede wszystkim bardzo efektownym wykończeniem, w tym także misterną konstrukcją sklepień. Ze zwiedzaniem należy uważać, ponieważ dość często odprawiane są tu Msze.